Od jakiegoś czasu dostęp do wszelkiego rodzaju multimediów w naszym pięknym mieszkaniu dostarcza (za dużo powiedziane) gdyńska spółka o wdzięcznej nazwie nomen omen Multimedia. Firma ta zdążyła już nas przyzwyczaić do wszelkiego rodzaju przerw technicznych, głuchych telefonów, zwalniającego internetu, nachalnych teleoperatorów, bezmyślnych ulotek oferujących co miesiąc usługi, które mamy już wykupione i tym podobnych atrakcji, które są chyba standardem w komunikacji pomiędzy klientem, a każdą szanującą się firmą. Chcąc pazernie oszczędzić złotówkę miesięcznie, listonoszowi zbędnego dźwigania, lasom tropikalnym liści kiści, a nam czytania kolejnych bzdurnych ulotek na błyszczącym papierze, postanowiliśmy skorzystać z usługi o nazwie eFaktura i zrezygnować z rachunków dostarczanych tradycyjną pocztą. Mogłoby się zdawać, że coś mającego na początku nazwy „e” jest albo konserwantem, albo – jak w przypadku eFaktury – powinno przyjść na adres e-mail, nic jednak bardziej mylnego! Na e-mail owszem co miesiąc przychodzi… ten sam link do zalogowania się w eBOK (swoją drogą, kto wymyśla te bzdurne nazwy na „e”, zupełnie jakby przez internet można było skorzystać z innego BOK niż jak rozumiem elektronicznego). Trudno pomyślałem, pewnie względy bezpieczeństwa, co szybko potwierdziłem tekstem znalezionym na rzeczonej stronie eboku:
Bezpieczeństwo
Dane o fakturze są przechowywane w bezpiecznym archiwum w postaci zaszyfrowanego pliku a ich udostępnianie odbywa się poprzez nawiązanie połączenia szyfrowanego (adres strony zaczyna się od https).
Szkoda, że nie wpadli na to w moim banku i co miesiąc wysyłają mi na e-mail wyciąg z karty kredytowej – amatorzy. Chcąc więc sprawdzić ile wydzwoniliśmy w poprzednim miesiącu oraz czy cena za wciśnięty w promocji pakiet HBO na pewno zgadza się z tym co usłyszeliśmy od Pana w BOKu (nie takiego e, tylko zwykłego – w bloku), chcąc czy nie musiałem się zalogować. Rzecz z pozoru banalna, zwłaszcza dla webmastera, web dewelopera i programisty w jednym, sama forma do logowana także niczym nie zaskakuje:
Schody zaczynają się jednak po wciśnięciu magicznego „Zaloguj”, pojawia się nam bowiem taki ekran:
Pozornie znowu nic wielkiego, po prostu system chce bym zmienił domyślne hasło na jakieś własne (ach to bezpieczeństwo), wymyśliłem więc nowe hasło, które musiało zwierać: małe, wielkie litery oraz cyfry i znaki specjalne (sic!) kliknąłem sakramentalne „Akceptuję” i po chwili zobaczyłem ekran logowania widoczny na pierwszym obrazku. Troszkę mnie zdziwiło, że system mnie wylogował po zmianie hasła, ale ostatecznie nie robi się tego codziennie, więc trudno. Wklepałem numer klienta oraz hasło po raz kolejny i moim oczom pojawił się znajomy ekran:
WTF?! Może się poprzednio pomyliłem i kliknąłem coś nie tak? Może jakiś dziwny błąd? Wklepałem raz jeszcze uważnie wymyślne hasło i po raz kolejny zaakceptowałem zmiany, po czym jak łatwo się domyśleć trafiłem na stronę logowania, gdzie po wpisaniu numeru klienta i hasła wróciłem niepostrzeżenie na stronę zmiany hasła. Hmm, chcą mnie podejść – rozejrzałem się więc tym razem dokładnie po stronie i w górnym rogu dojrzałem przejdź do eBOK – aha, tacy spryciarze – dostęp tylko dla spostrzegawczych, szybki klik w link i… wracam na stronę logowania! Spróbowałem jeszcze kilka razy, zmieniłem hasło, wyczyściłem ciasteczka w przeglądarce i nic – zawsze lądowałem na ekranie zmiany hasła.
W ostatecznym akcie desperacji, przed poniżającym i w końcu nie darmowym telefonem na infolinię, spróbowałem ostatniej możliwej opcji, czyli rezygnuję – i nagle tadam, sezamie otwórz się, po dwudziestokrotnym wklepywaniu hasła i piętnastu minutach bliżej śmierci – udało się – mogę zobaczyć rachunek! Oczywiście kurna, kwota się nie zgadzała, jednak tego się spodziewałem w przeciwieństwie do geniuszu specjalistów z Multimedii. Bardzo mnie wzruszył fakt, że zostałem wybrany do eksperymentu o epokowym znaczeniu – czyli próby zastąpienia słowa „dalej” przez „rezygnuje”, nie na tyle jednak by nie zauważyć jeszcze jednej interesującej informacji na stronie eBOKu:
Pamiętaj, że w każdym momencie możesz w łatwy sposób wrócić do otrzymywania faktur drogą papierową.
Cóż za cudowne memento, będę pamiętał, tylko szkoda listonosza i lasów tropikalnych. No i tej cholernej złotówki.
2 komentarze
Chcesz skomentować?
Comments RSS and TrackBack Identifier URI ?
Trackbacks